Chanthaburi


Zajączek Lindta
Zajączki w Chanthaburi
Zmieniłem miejsce swojego pobytu na Chanthaburi w południowo-wschodniej Tajlandii. Nazwa miasta pochodzi z Sanskrytu, czyli z języka niespokrewnionego z tajskim i oznacza Księżycowo. Od Księżyca, nie od księży. A z czym się Księżyc kojarzy każdemu Tajowi? Z zającem oczywiście. No tak... Jak się popatrzy na układ plam na tym satelicie, to przypominają one zająca.Tak więc miasto upstrzone jest betonowymi, plastikowymi i metalowymi zającami.



Miasto słynne jest z handlu kamieniami szlachetnymi. Ceny szafirów i rubinów są tu najniższe na świecie. Kamienie wydobywa się w pobliskich górach od sześciuset lat a w mieście pracują jubilerzy, którzy teraz obrabiają głównie importowane kamienie z Afryki. Forma handlu jest bardzo ciekawa: wygląda to jak zwykły weekendowy targ: baby rozkładają się ze straganikami i wysypują klejnoty na blat. Między straganami są stoiska z ulicznym żarciem: zupą z kaczki i przypalanymi kurczakami na patyku, które można zjeść na rozpadających się plastikowych stolikach bez zadaszenie poupychanych na chodniku (tzn chodnikiem nie da się chodzić). Hurtowe straganiki są w rządku w kilku pomieszczeniach. Kamienie szlachetne pakowane są do plastikowych torebek-dilerek z dokładnie opisaną masą kamieni. Kupujący przysiadają przy stoiskach, wysypują kamienie, przyglądają się, badają czystość, jakość szlifu itd, czyli wszystko co stanowi o cenie kamienia. Cenę zawsze podaje się per karat, a kupić trzeba cały woreczek. Nie trzeba szukać samemu kamieni. Można usiąść, zadeklarować co chce się kupić i czekać na oferty. Najpierw jako nowak (ang: newbie) dostanie się sztuczne podróbki, chemicznie podkolorowane kamienie i ceny z kosmosu.

Kupiłem kilka szafirów w detalu od miłej pani, od której lokalsi kupowali. Pani w tygodniu pracuje w szkole ucząc tajskiego tajskie dzieci a handlem kamieniami szlachetnymi dorabia sobie w weekendy. Zaraz, zaraz, a może to pracą w szkole sobie dorabia gdy targ jest nieczynny? Pani nosi ze sobą torbę wypchaną po brzegi kamieniami wartą, jak mówi, jeden milion bahtów.

Pani i jej torba
Na targu nie ma policji ani nikogo kto by wyglądał na ochronę. W ogóle w Chanthaburi jest bezpiecznie. Gdy pada deszcz oglądam kolejne kamienie, które pani wykłada z torby. Za ładny uśmiech dostaję rubinka. Pani mówi, że nie handluje takimi dziadowskimi rubinami po 300 bahtów / karat, tylko ma swoje zasady i kupuje tylko takie od 500 wzwyż.

Zawartość torby

Wieczorem poszliśmy do lokalnej knajpy spożyć conieco. Żarcie oczywiście pyszne, jak wszędzie w Tajlandii i wcale nie jakoś specjalnie ostre. Dużo owoców morza i dużo piwa, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Przy kolacji obsługiwała nas słodka urocza kelnerka. Przywiozła napoje na kelnerskim wózku dodała lodu, napełniła szklanki, po czym usadowiła się przy sąsiednim stoliku i obserwowała nas. Gdy tylko zawartość szklanki spadła do połowy podchodziła bez pytania i dopełniała do full i wracała na swoją uprzednią pozycję.Wygląda na to, że była nami zainteresowana, bo w pewnym momencie zaczęła rozmawiać z naszą tajską koleżanką Tan o nas. O temacie można było się zorientować, bo co chwilę dziewczyny używały słowa Farang, którym określa się wszystkich obcokrajowców z zachodu.


Po skończonej kolacji Rahn zapytał "Did you like the waitress?". Odparłem, że była całkiem fajna. Na co on: "Do you know it is not a girl?" Na początku myślałem, że żartuje. Ale nie, Tan rozmawiała z nią/nim nie tylko o nas ale i o tym. Spojrzałem jeszcze raz na to tym razem już z zupełnie innej perspektywy. Dziewczęcy uśmiech, ładna twarz, długie, gładkie nogi, zgrabne, drobne dłonie. No i oczywiście dwie symetryczne
Rahn i Tan, a z tyłu siedzi To.
niewielkie wypukłości na klatce piersiowej, które nie wiadomo czy były częścią ciała czy ubioru. Faktycznie, jak na Tajkę to było trochę wysokie, ale i tak niższe niż większość Europejek. Jabłko Adama przy głowie skierowanej do przodu było niezauważalne. A w zachowaniu, wysokim głosie, uśmiechu było to dużo bardziej cute niż ogromna większość Szwajcarek. Dziewczyny uczcie się!


Popularne posty z tego bloga

Życie na Mauritiusie

Explanation why Boris Johnson's decision about pandemic is probably right [UK]

Życie w hostelu na Khao San road w Bangkoku