Życie na Mauritiusie
Ten odcinek podróżniczego bloga dotyczy życia na Mauritiusie, życia w rozumieniu ekologii.
Wyspa była jednym z ostatnich skolonizowanych obszarów lądowych zdatnych do zamieszkania. Homo sapiens dotarło na Mauritius bardzo późno, dopiero gdy ekspansja Europejczyków przybrała skalę globalną - w 16 wieku. Wcześniej nie było tam nikogo w bambusowych chatach uganiających się z dzidami za zwierzyną ani w żaden inny sposób żyjących na sposób paleolityczny.
Kolejne imperia kolonialne "odkrywały" wyspę najpierw Arabowie, którzy nigdy wyspy nie zasiedlili, potem Portugalczycy, którzy używali jej wyłącznie jako bazy zaopatrzeniowej w wodę i jedzenie w połowie drogi z Indii do Europy. Potem gdy ci opuścili wyspę, Holendrzy uczynili z wyspy mniej więcej to samo.
Czemu Afrykańczycy nie dotarli na Mauritiusa? Z braku technologii, nie potrafili produkować łódek, którymi można żeglować otwarte morze. Leżący bliżej Afryki i znacznie większy Madagaskar został zasiedlony przez ludzi, ale nie bezpośrednio z Afryki, a przez potomków tej garstki ludzi którzy wyszli z Afryki, przez bliski wschód i wzdłuż wybrzeży Oceanu Indyjskiego dokonali ekspansji na pozostałe kontynenty te sławne 50k lat temu. Dotarcie na Madagaskar nastąpiło zapewne z Azji południowo-wschodniej (o tym świadczą badania genetyczne) na jakichś tratwach lub łódkach poprzez ogrom Oceanu Indyjskiego. Udało się, to dzięki odpowiedniemu prądowi morskiemu. Prąd ten nadal uderza we wschodnie wybrzeża Madagaskaru oraz Mauritiusa. Tyle, że przekrój czynny Mauritiusa na absorbcję tratw niesionych prądem jest znacznie mniejszy niż dużego Madagaskaru. Wynika z tego, że zasiedlenie Madagaskaru musiało być niezłym przypadkiem, bo inaczej mielibyśmy Homo sapiens również na Mauritiusie.
Tak więc to Europejczycy mieli przywilej zastać tę istniejącą od 8M lat wulkaniczną wyspę w stanie dziewiczym. A wyspa jak to wyspa -- skały wulkaniczne, trochę gór, dżungla pod którą niezbyt urodzajna gleba, rafy dookoła wyspy i tyle. Zasiedlanie się nie opłacało, tym bardziej że w 16 i 17 wieku Europejczycy byli zajęci kolonizacją gdzie indziej. Opłacała się eksploatacja, głównie drewna mahoniowego.
Holendrzy zauważyli że na wyspie nie ma większych zwierząt na które można polować i aby było co jeść nazwozili i wypuścili trochę dużych ssaków: jawajskie jelenie, małpy a nawet bydło. Tak na zaś: jak się przybije w drodze z Indii do Europy, aby nabrać słodkiej wody można będzie upolować sobie trochę mięsa.
A jeśli chodzi o lokalne mięso to chyba najbardziej sławnym pokarmem na Mauritiusie był ptak dodo. Taki wielki mięsisty ptak. Dorastał do 1m i ważył 10-20kg. Nie bał się człowieka i polowało się na niego podchodząc do ptaka. Gdziekolwiek Homo sapiens dociera to szybko eksterminuje takie chodzące posiłki. Dodo został po raz pierwszy opisany w 1598 r. przez załogę pewnego holenderskiego admirała, który żeglował do Indonezji, a ostatni żywy okaz widziany był kilkadziesiąt lat później w 1662 r.
Warto dodać, że prawdopodobnie większość dodo nie zostało wybitych bezpośrednio przez Homo sapiens, a przez przywiezione przez nich zwierzęta: makaki które mogły niszczyć jaja dodo oraz świnie, które żerowały na tym samym co dodo. Do momentu ostatecznego wymarcia dodo liczebność populacji Homo sapiens zamieszkującej na stałe wyspę nigdy nie przekroczyła 50 osobników, a drogi z wybrzeża w głąb dżungli nie istniały.
Gdyby Mauritius został kilka tysięcy lat wcześniej zasiedlony, tak jak Madagaskar, to po dodzie zostałby tylko materiał archeologiczny. A tak mamy rysunki ptaka, fragmenty szkieletu oraz dwa fragmenty miękkiej tkanki -- głowa oraz łapa dodo którą jeszcze do niedawna można było oglądać w Oxfordzie. Pewnie gdyby wyspa leżała dalej od szlaków handlowych, powiedzmy 2000 km na wschód wgłąb Oceanu Indyjskiego, to ani Portugalczycy ani Holendrzy nie interesowali się nią, a dodo dotrwałby do bardziej cywilizowanych czasów i skończyłby dziś w jakimś zoo na wybiegu obok emu. A tak mamy tylko trochę dodziego DNA i mglistą nadzieję, że kiedyś będzie możliwe odtwarzanie gatunków.
Praktycznie wszystkie szkielety dodo, które dziś można zobaczyć w muzeach to zbieranina kości ptaków, które żyły tysiące lat przed przybyciem człowieka i zachowały się w jednym z bagien istniejących wtedy na wsypie. Praktycznie nie ma wśród nich młodych osobników, stąd przypuszczenie, że dodo składał tylko jedno jajo w gnieździe, a młode bardzo szybko dorastały.
Dodo pośmiertnie stało się w powszechnej świadomości niezbyt chlubną ikoną wymierania gatunków. Choć dodo wymarło w 17 wieku, świat naukowy nie stwierdził tego faktu aż do 19 wieku, po części z powodów zahamowań religijno-światopoglądowych: skoro Bóg coś stworzył to to coś JEST. Po części zaś, że wielu naukowców nawet nie wierzyło w istnienie dodo traktując go jako legendę. Dopiero w 1 połowie 19 wieku za sprawą dodo do świadomości przedarło się, że gatunki wymierają i to wymierają przez nas.
Dodo oczywiście nie był jedynym gatunkiem, który zniknął szybko po przybyciu człowieka. Na wyspie poza nietoperzami praktycznie nie było ssaków, i te przywiezione przez człowieka szybko wyparły inne ptaki zajmujące te same nisze ekologiczne.
Poniżej galeria nieistniejących ptaszków. Zdjęcia z wikipedii oraz La Vanille Réserve des Mascareignes
Inny gatunek ptaka miał więcej szczęścia. Kestrel, taka pustułka endemiczna na Mauritiusie, w latach 70' 20 wieku była na granicy wymarcia z powodu używania DDT w rolnictwie. Naukowcy zdecydowali się podbierać jaja z gniazd i wsadzać do inkubatora. Cały plan o mało co by się nie powiódł, gdy w kluczowym momencie nastąpiła awaria inkubatora z jajami w środku. W kolejnym roku liczebność populacji spadła do 5 sztuk: jedna samica i 4 samce i jakoś egzystowała przez kolejne 5 lat, po czym znów podjęto próbę inkubacji jaj oraz dokarmiania dziko żyjących kestreli, aby te składały kolejne jaja w miejsce podebranych. Program się udał, choć gatunek przeszedł przez bardzo wąskie gardło ewolucyjne tracąc prawie cały polimorfizm genetyczny, ale dzięki rozsądnym ludziom przetrwał i żyje dziś w liczbie kilkuset sztuk na wolności i nie jest zagrożony wyginięciem.
Wyspa była jednym z ostatnich skolonizowanych obszarów lądowych zdatnych do zamieszkania. Homo sapiens dotarło na Mauritius bardzo późno, dopiero gdy ekspansja Europejczyków przybrała skalę globalną - w 16 wieku. Wcześniej nie było tam nikogo w bambusowych chatach uganiających się z dzidami za zwierzyną ani w żaden inny sposób żyjących na sposób paleolityczny.
Kolejne imperia kolonialne "odkrywały" wyspę najpierw Arabowie, którzy nigdy wyspy nie zasiedlili, potem Portugalczycy, którzy używali jej wyłącznie jako bazy zaopatrzeniowej w wodę i jedzenie w połowie drogi z Indii do Europy. Potem gdy ci opuścili wyspę, Holendrzy uczynili z wyspy mniej więcej to samo.
Czemu Afrykańczycy nie dotarli na Mauritiusa? Z braku technologii, nie potrafili produkować łódek, którymi można żeglować otwarte morze. Leżący bliżej Afryki i znacznie większy Madagaskar został zasiedlony przez ludzi, ale nie bezpośrednio z Afryki, a przez potomków tej garstki ludzi którzy wyszli z Afryki, przez bliski wschód i wzdłuż wybrzeży Oceanu Indyjskiego dokonali ekspansji na pozostałe kontynenty te sławne 50k lat temu. Dotarcie na Madagaskar nastąpiło zapewne z Azji południowo-wschodniej (o tym świadczą badania genetyczne) na jakichś tratwach lub łódkach poprzez ogrom Oceanu Indyjskiego. Udało się, to dzięki odpowiedniemu prądowi morskiemu. Prąd ten nadal uderza we wschodnie wybrzeża Madagaskaru oraz Mauritiusa. Tyle, że przekrój czynny Mauritiusa na absorbcję tratw niesionych prądem jest znacznie mniejszy niż dużego Madagaskaru. Wynika z tego, że zasiedlenie Madagaskaru musiało być niezłym przypadkiem, bo inaczej mielibyśmy Homo sapiens również na Mauritiusie.
Migracja Homo sapiens na Madagaskar |
Tak więc to Europejczycy mieli przywilej zastać tę istniejącą od 8M lat wulkaniczną wyspę w stanie dziewiczym. A wyspa jak to wyspa -- skały wulkaniczne, trochę gór, dżungla pod którą niezbyt urodzajna gleba, rafy dookoła wyspy i tyle. Zasiedlanie się nie opłacało, tym bardziej że w 16 i 17 wieku Europejczycy byli zajęci kolonizacją gdzie indziej. Opłacała się eksploatacja, głównie drewna mahoniowego.
Holendrzy zauważyli że na wyspie nie ma większych zwierząt na które można polować i aby było co jeść nazwozili i wypuścili trochę dużych ssaków: jawajskie jelenie, małpy a nawet bydło. Tak na zaś: jak się przybije w drodze z Indii do Europy, aby nabrać słodkiej wody można będzie upolować sobie trochę mięsa.
Holendrzy polują na co tylko się da |
A jeśli chodzi o lokalne mięso to chyba najbardziej sławnym pokarmem na Mauritiusie był ptak dodo. Taki wielki mięsisty ptak. Dorastał do 1m i ważył 10-20kg. Nie bał się człowieka i polowało się na niego podchodząc do ptaka. Gdziekolwiek Homo sapiens dociera to szybko eksterminuje takie chodzące posiłki. Dodo został po raz pierwszy opisany w 1598 r. przez załogę pewnego holenderskiego admirała, który żeglował do Indonezji, a ostatni żywy okaz widziany był kilkadziesiąt lat później w 1662 r.
Najbardziej znany na świecie wizerunek dodo. Niekoniecznie zgodny z prawdą. |
Warto dodać, że prawdopodobnie większość dodo nie zostało wybitych bezpośrednio przez Homo sapiens, a przez przywiezione przez nich zwierzęta: makaki które mogły niszczyć jaja dodo oraz świnie, które żerowały na tym samym co dodo. Do momentu ostatecznego wymarcia dodo liczebność populacji Homo sapiens zamieszkującej na stałe wyspę nigdy nie przekroczyła 50 osobników, a drogi z wybrzeża w głąb dżungli nie istniały.
Gdyby Mauritius został kilka tysięcy lat wcześniej zasiedlony, tak jak Madagaskar, to po dodzie zostałby tylko materiał archeologiczny. A tak mamy rysunki ptaka, fragmenty szkieletu oraz dwa fragmenty miękkiej tkanki -- głowa oraz łapa dodo którą jeszcze do niedawna można było oglądać w Oxfordzie. Pewnie gdyby wyspa leżała dalej od szlaków handlowych, powiedzmy 2000 km na wschód wgłąb Oceanu Indyjskiego, to ani Portugalczycy ani Holendrzy nie interesowali się nią, a dodo dotrwałby do bardziej cywilizowanych czasów i skończyłby dziś w jakimś zoo na wybiegu obok emu. A tak mamy tylko trochę dodziego DNA i mglistą nadzieję, że kiedyś będzie możliwe odtwarzanie gatunków.
Praktycznie wszystkie szkielety dodo, które dziś można zobaczyć w muzeach to zbieranina kości ptaków, które żyły tysiące lat przed przybyciem człowieka i zachowały się w jednym z bagien istniejących wtedy na wsypie. Praktycznie nie ma wśród nich młodych osobników, stąd przypuszczenie, że dodo składał tylko jedno jajo w gnieździe, a młode bardzo szybko dorastały.
Dodo pośmiertnie stało się w powszechnej świadomości niezbyt chlubną ikoną wymierania gatunków. Choć dodo wymarło w 17 wieku, świat naukowy nie stwierdził tego faktu aż do 19 wieku, po części z powodów zahamowań religijno-światopoglądowych: skoro Bóg coś stworzył to to coś JEST. Po części zaś, że wielu naukowców nawet nie wierzyło w istnienie dodo traktując go jako legendę. Dopiero w 1 połowie 19 wieku za sprawą dodo do świadomości przedarło się, że gatunki wymierają i to wymierają przez nas.
Jedna głowa (i jedna łapa): tyle zostało z historycznie złapanych ptaków |
Dodo oczywiście nie był jedynym gatunkiem, który zniknął szybko po przybyciu człowieka. Na wyspie poza nietoperzami praktycznie nie było ssaków, i te przywiezione przez człowieka szybko wyparły inne ptaki zajmujące te same nisze ekologiczne.
Poniżej galeria nieistniejących ptaszków. Zdjęcia z wikipedii oraz La Vanille Réserve des Mascareignes
Lophopsittacus mauritianus
(BlueParrot) 1680. https://en.wikipedia.org/wiki/Broad-billed_parrot |
była też sowa |
Papuga maskareńska (Mascarinus mascarin) https://en.wikipedia.org/wiki/Mascarene_parrot |
Niektóre nietoperze też nie przetrwały |
Flamingi występowały w tysiącach sztuk, ale były zbyt smaczne aby przetrwać |
Nocna czapla. Behawioralny nielot, ale przymuszona potrafiła wzbić się w powietrze. |
były też jakieś gęsi |
Ta papuga została opisana tylko raz przez jednego biologa, więc nawet nie wiadomo czy istniała |
Newton's Parakeet. Na tę papugę polowało się przy pomocy kija, którym to strącało ją się z drzewa. Żyła aż do 19 wieku na sąsiedniej wyspie Rodrigues. https://en.wikipedia.org/wiki/Newton's_parakeet |
Inny gatunek ptaka miał więcej szczęścia. Kestrel, taka pustułka endemiczna na Mauritiusie, w latach 70' 20 wieku była na granicy wymarcia z powodu używania DDT w rolnictwie. Naukowcy zdecydowali się podbierać jaja z gniazd i wsadzać do inkubatora. Cały plan o mało co by się nie powiódł, gdy w kluczowym momencie nastąpiła awaria inkubatora z jajami w środku. W kolejnym roku liczebność populacji spadła do 5 sztuk: jedna samica i 4 samce i jakoś egzystowała przez kolejne 5 lat, po czym znów podjęto próbę inkubacji jaj oraz dokarmiania dziko żyjących kestreli, aby te składały kolejne jaja w miejsce podebranych. Program się udał, choć gatunek przeszedł przez bardzo wąskie gardło ewolucyjne tracąc prawie cały polimorfizm genetyczny, ale dzięki rozsądnym ludziom przetrwał i żyje dziś w liczbie kilkuset sztuk na wolności i nie jest zagrożony wyginięciem.