życie w Grecji

Tym razem polityka, bo taki czas. Będzie nie o życiu w Azji tylko w Grecji.
 
W problemie Grecko-Niemieckim mamy dwa fundamentalnie różne wizje państwa w obrębie cywilizacji europejskiej.
Grecy zapisali się do technokratycznego klubu a zachowują się jakby żyli w socjalizmie gdzie każdemu według potrzeb. Innymi słowami dla nich Unia jest zbyt liberalna/prawicowa/wolnorynkowa. Oni woleliby Unię opiekuńczą/lewicową/gospodarczo regulowaną.
To jest dokładnie przeciwny pogląd niż występuje wśród przeciwników Unii w Polsce. Polscy przeciwnicy krytykują rozbuchaną biurokrację, gąszcz przepisów i regulacji, limity produkcji, niegospodarność, wysokie podatki nazywając Unię Eurokołchozem. Grecy w takim kołchozie właśnie z chęcią by mieszkali. Tylko, że niestety na bogactwo trzeba zapracować, albo mieć szczęście i mieć bogate złoża naturalne, które można eksportować. Niestety jedynym poważnym zasobem naturalnym Grecji jest Słońce i plaże. Gdy przychodzi kryzys w krajach północnych, popyt na te plaże spada. Spada też popyt na wszystko inne, a do tego pozostałe kraje Unii przestają przymykać oko na greckie machlojki finansowe. I mówią: - Musicie się przeformować na gospodarkę wolnorynkową i zacząć przynosić dochody. My na was wymusimy kilka “milestones” takiej reformy, ale już wy ją musicie wykonać w całości. Tymi milestones ma być pozyskanie 50 G€ z prywatyzacji, ograniczenie kosztów działania państwa (biurokracji), ograniczenie świadczeń socjalnych. To czego Unia nie mówi a jest w tym wszystkim najważniejsze: - Zezwólcie prawnie biznesowi aby rósł i kwitł. Tyle, że Grecy nie mają takich tradycji i bez ścisłej współpracy z ekspertami zagranicznymi (najlepiej z USA jak to miało miejsce na początku lat 90’ w Polsce) nie radzą sobie kompletnie. Inna sprawa, że taki restart gospodarki w warunkach wolnorynkowych wymaga czasu dłuższego niż 5 lat. A tu tymczasem pada ta niekonkurencyjna socjalistyczna część gospodarki, a nowej nie widać. Do tego jeszcze unijni “specjaliści” zamiast nakazywać obniżać podatki, to każą je Grekom podwyższać, utrudniając rozwój konkurencyjnej gospodarki.
p. Cipras stoi teraz przed dylematem: jeśli nie uzyska nowego finansowania, to rząd splajtuje. Deficyt nie może być pokryty z nowych podatków, bo te są już wysokie i w dużej mierze nieściągalne. Nie może też zastosować starego tricku z dewaluacją waluty, bo nie ma kontroli nad walutą. Więc aby dokonać grabieży oszczędności swoich obywateli musiałby zmienić walutę, po czym ją zdewaluować (tj. okraść społeczeństwo). Tyle, że który idiota chciałby używać Nowej Drachmy, o której wiadomo że ma się zdewaluować, jeśli w obiegu jest ciągle euro? Rząd grecki bez pomocy policji, a może i wojska nie wymusi na obywatelach używania drachmy.
Z drugiej strony p. Cipras jeśli zostanie zgodzi się na kolejne wyciskanie z jego rządu długów doprowadzi kraj do jeszcze gorszej ruiny…

Chyba jedyny sposób na Grecję to umorzyć dużą część długów, w zamian za oddanie kontroli nad państwem technokratom… Tyle, że jakoś nie wierzę w skuteczność techokratów z unijnego podwórka, a brat zza oceanu postanowił był się nie mieszać...

Popularne posty z tego bloga

Życie na Mauritiusie

Explanation why Boris Johnson's decision about pandemic is probably right [UK]

Życie w hostelu na Khao San road w Bangkoku